Kodeks cywilny wymienia „cześć” jako jedno z najważniejszych dóbr osobistych, chronionych polskim prawem. Analiza sądowych orzeczeń wskazuje, że termin ten może być rozumiany jako reputacja i godność osoby fizycznej oraz dobra renoma osoby prawnej.
W ostatnim artykule, który był nie tylko pierwszym tekstem z serii wpisów dotyczących tego tematu i pierwszym w ogóle tekstem na tym blogu, ale wręcz moim debiutem w blogosferze, pisałem o tym „Co to są dobra osobiste?”.
Jak się jednak okazało odpowiedź na to pytanie nie jest łatwa, ponieważ kodeks cywilny, który jest podstawą prawną ochrony dóbr osobistych nie definiuje tego pojęcia. Art. 23 wylicza jedynie kilka konkretnych przykładów chronionych dóbr, takich jak zdrowie, wolność, cześć, swoboda sumienia, nazwisko lub pseudonim, wizerunek, tajemnica korespondencji, nietykalność mieszkania, twórczość naukowa, artystyczna, wynalazcza i racjonalizatorska. Katalog chronionych prawem cywilnym dóbr osobistych nie jest jednak zbiorem zamkniętym i wciąż jest rozszerzany przez kolejne orzeczenia sądowe.
Aby dobrze zrozumieć temat konieczne jest zatem zajęcie się konkretnymi przykładami. Dlatego w tym artykule chciałbym rozpocząć od pierwszego z nich, o którym krótko wspomniałem już przy okazji poprzedniego tekstu.
Mowa o czymś, co kodeks cywilny określa jako cześć.
Cześć jest uznawana za jedno z najważniejszych dóbr osobistych wymienionych w art. 23 kodeksu cywilnego, który cytowałem powyżej. Odnosi się ona bowiem do tak ważnego i bliskiego każdemu z nas zagadnienia jak nasza reputacja i dobre imię. Cześć to jednak nie tylko to co myślą o nas inni i jak jesteśmy przedstawiani publicznie. O wewnętrznym podziale pojęcia czci możemy dowiedzieć się między innymi z wyroku Sądu Najwyższego z 18. listopada 2005 r.
„odróżnić należy dobro osobiste w postaci godności (określanej jako tzw. cześć wewnętrzna) od dobra osobistego w postaci czci, czy inaczej dobrej sławy (określanej mianem tzw. czci zewnętrznej).
Najkrócej rzecz ujmując, przez godność osobistą (cześć wewnętrzną) rozumie się wyobrażenie jednostki o własnej wartości, a przez cześć zewnętrzną – opinię (dobre imię, “dobrą sławę”, reputację), jaką inni ludzie mają o wartości danego człowieka, a więc jego obraz w oczach osób trzecich.
wyrok SN z 18.11.2005r.
To orzeczenie Sądu Najwyższego oznacza w praktyce, że aby stwierdzić, że w danym przypadku doszło do naruszenia dobra osobistego jakim jest tzw. cześć wewnętrzna, czyli godność osobista, do poniżającej czy obraźliwej wypowiedzi nie musi nawet dojść w przestrzeni publicznej czy w obecności osób trzecich.
To nie opinia społeczeństwa jest tu bowiem kluczowa, a przekonanie każdego człowieka o własnej wartości i oczekiwanie szacunku innych ludzi. Z orzecznictwa sądowego w tego typu sprawach wynika również, że prawo człowieka do poszanowania jego godności osobistej dotyczy wszystkich aspektów życia człowieka, czyli zarówno życia osobistego jak i społecznego czy zawodowego.
Co ciekawe, choć udowodnienie w sądzie naruszenia godności osobistej wydaje się trudniejsze to samo pojęcie godności ma rozległe podstawy prawne. Wspomina o niej bowiem nie tylko kodeks cywilny, ale także kodeks karny, który naruszenie godności osobistej określa jako przestępstwo znieważenia oraz przede wszystkim sama Konstytucja RP.
Cześć zewnętrzna oznacza natomiast dobre imię, szacunek otoczenia czy po prostu opinię, jaką inni ludzie mają o danym człowieku. Dlatego też ten rodzaj czci tyczy się nie tylko osób fizycznych, ale także osób prawnych.
W przypadku osób prawnych trudno mówić o takich pojęciach jak godność czy honor, dlatego nie przysługuje im ochrona czci wewnętrznej. Niewątpliwie kluczową sprawą dla każdej firmy, stowarzyszenia czy partii politycznej jest jednak dobra opinia społeczna. To właśnie społeczne zaufanie może bowiem decydować o tym, czy przykładowa firma usługowa lub handlowa przetrwa na lokalnym rynku.
Dlatego też wszystkie osoby prawne mogą domagać się ochrony czci zewnętrznej, zwanej w tym przypadku renomą, reputacją lub dobrą sławą.
Szczegółowy zakres tego co w danym przypadku będzie składać się na renomę osoby prawnej zależy jednak od rodzaju prowadzonej przez nią działalności. Inne rzeczy są istotne dla podmiotów gospodarczych a inne dla stowarzyszeń politycznych czy fundacji charytatywnych.
Roszczenia ochronne w razie postawienia fałszywych zarzutów o korupcję będą przysługiwać np. burmistrzowi miasta, który ma jednak jako osoba publiczna ograniczone możliwości ochrony swojej reputacji w przypadku krytyki jego działań politycznych przez media. Z kolei wydawca medialny może dochodzić swoich praw, gdy wspomniany burmistrz będzie imputował nierzetelność dziennikarską w sporządzeniu zarzutów.
Naruszeniem dobrego imienia sklepu spożywczego może natomiast być postawienie fałszywych zarzutów sprzedaży szkodliwych dla zdrowia klientów produktów niskiej jakości lub niewłaściwego traktowania swoich klientów czy pracowników. Dlatego też praktyczne wykorzystanie przepisów chroniących dobra osobiste jest rzeczą skomplikowaną i zależy od wielu czynników. Po to jednak założyłem tego bloga, aby skompilowane zawiłości polskiego prawa wyjaśniać tak, by były jasne dla każdego. W następnym artykule opiszę więc kolejne przykłady dóbr osobistych, z których naruszaniem możemy spotykać się w codziennym życiu.
Wolność słowa jest zagwarantowana zarówno w prawie międzynarodowym, jak i krajowym. Konstytucja RP w artykule 54 zapewnia każdemu Polakowi „wolność wyrażania swoich poglądów”. Ma ona jednak swoją granicę, którą jest naruszenie dóbr osobistych drugiego człowieka.
Internet jest w dzisiejszych czasach prawdopodobnie najważniejszą przestrzenią komunikacji międzyludzkiej. Media społecznościowe i portale internetowe przejmują już rolę społeczną, którą pełniły jeszcze kilka lat temu prasa, radio i telewizja.
To właśnie w Internecie toczy się debata publiczna, na co uwagę zwrócił chociażby amerykański Sąd Najwyższy. Sędzia Anthony Kennedy pisał w uzasadnieniu orzeczenia w sprawie Packingham v North Carolina, że „o ile w przeszłości trudno było określić, jakie miejsca (…) są najważniejsze z punktu widzenia wymiany poglądów o tyle dzisiaj nie ma wątpliwości, że jest to cyberprzestrzeń”.
Do niedawna Internet uchodził także za oazę prawdziwej wolności słowa i choć jest ona w ostatnich latach coraz bardziej ograniczana, to nadal sieć jest najlepszym miejscem do pokazania w praktyce jakie są granice wolności wypowiedzi. A tą granicą jest przede wszystkim naruszanie dóbr osobistych innych ludzi.
O tym czym są dobra osobiste pisałem już w pierwszym opublikowanym na tej stronie artykule. W drugim tekście opisałem natomiast jedno z chronionych polskim prawem dóbr osobistych czyli cześć, przez którą rozumie się godność i dobre imię osoby fizycznej lub prawnej. Po dawce teorii przedstawionej w poprzednich tekstach, pora jednak na praktykę.
Z naruszaniem dobrego imienia i godności spotykamy się bowiem niemal każdego dnia – chociażby we wspomnianym Internecie. W świecie wirtualnym ludzie mają dużo więcej odwagi i wykorzystując swoją anonimowość obrażają innych ludzi, łudząc się, że w przestrzeni internetowej są bezkarni. Tymczasem każde takie obraźliwe czy kłamliwe słowo jest naruszeniem dóbr osobistych, za które można ponieść konsekwencje.
W ostatnim artykule pisałem już o tym jak ważna dla każdej osoby prawnej, takiej jak firma, partia polityczna czy stowarzyszenie, jest jej dobra reputacja, która może być kluczowa dla losów całego projektu.
Wiele osób przed skorzystaniem z jakiejkolwiek usługi, przegląda dziś opinie publikowane w Internecie na temat danego podmiotu i na ich podstawie dokonuje potem wyboru usługodawcy. Opinia internautów ma więc realny i wymierny finansowo wpływ na oceniany podmiot gospodarczy.
Jeśli w zamieszczonych na profilu warsztatu samochodowego opiniach przeczytamy, że mechanik zamontował komuś starą, używaną część, zmuszając go tym samym do wydania dodatkowych pieniędzy, nie zdecydujemy przecież o skorzystaniu z usług tego mechanika. Nikt nie chce mieć do czynienia z oszustami i płacić drugi raz komuś innemu za poprawianie usługi, za którą już wcześniej zapłacił.
Problem w tym, że czasem taka opinia może być nieprawdziwa. Mógł ją przecież napisać przedstawiciel konkurencyjnego warsztatu lub po prostu osoba, która ma jakikolwiek konflikt personalny z mechanikiem. Dlatego właśnie w Internecie nie możemy pisać, co nam się podoba, a prawo chroni ofiary takich kłamstw.
Z przykładem takiej właśnie sprawy miałem ostatnio do czynienia w swojej praktyce adwokackiej. Pomagałem kobiecie, która prowadzi prywatną poradnię lekarską w Lublinie. W trakcie jednej z wizyt lekarskich moja klientka, badając dziecko, dostrzegła objawy, które mogły wskazywać na nieporządny odczyn poszczepienny. Rodzice nie chcieli jednak zgodzić się z taką diagnozą, w wyniku czego wywiązała się dyskusja na temat szczepionek, w trakcie której lekarka opowiadała chociażby o problemach, jakie miała po szczepieniach swoich dzieci.
Po wyjściu z przychodni matka badanego dziecka opisała całą sytuację na swoim profilu na Facebooku, gdzie skrytykowała moją klientkę. Po tym wpisie w opiniach internautów na Google oraz w portalu branżowym zaczęły się pojawiać masowo negatywne komentarze na temat naszej bohaterki.
Internetowa krytyka i pisanie negatywnych komentarzy jest oczywiście dozwolone. Można także mieć różne zdanie na temat szczepionek i wyrażać je nawet w stanowczy i ostry sposób. Problem w tym, że w opiniach na temat mojej klientki zaczęły się pojawiać komentarze zupełnie nieprawdziwe. Internauci pisali chociażby o niegrzecznym i nieprofesjonalnym zachowaniu lekarki w ramach wizyty na NFZ, podczas gdy kobieta przyjmowała tylko prywatnie.
I tu pojawia się już bezpośrednie naruszenie dóbr osobistych. Granicą wolności słowa jest pisanie prawdy, a kłamstwa kierowane pod adresem innej osoby mogą, a nawet powinny, spotkać się z reakcją prawną. Dlatego aby chronić dobrą reputacje mojej klientki, napisałem pismo do portalu, wnosząc o usunięcie naruszających dobra osobiste komentarzy, za które odpowiedzialność ponoszą w takim wypadku nie tylko sami internauci, ale nawet portal internetowy, na którym są one publikowane. Po mojej reakcji portal usunął kłamliwe komentarze naruszające dobra osobiste mojej klientki.
Sprawę o naruszenie dobrego imienia i reputacji rozpatrywał w ostatnich tygodniach także Sąd Apelacyjny we Wrocławiu, który pod koniec grudnia ubiegłego roku podniósł kwotę zadośćuczynienia dla prof. dr hab. Pawła Frącza z Politechniki Opolskiej. Naukowiec został bowiem dyscyplinarnie zwolniony przez rektora uczelni, który przy okazji powiadomił prokuraturę i opinię publiczną o rzekomych przestępstwach popełnionych przez prof. Frącza.
Naukowiec twierdził jednak, że został pomówiony i postanowił bronić swojej reputacji, występując do sądu o ochronę dóbr osobistych. W swoim pozwie profesor domagał się przeprosin i odszkodowania za naruszenie dobrego imienia i reputacji naukowej. Po trwającym dwa lata procesie Sąd Okręgowy w Opolu nakazał uczelni przeproszenie prof. Frącza i wypłacenie mu 20 tysięcy złotych zadośćuczynienia. Poszkodowany odwołał się jednak od wyroku do wrocławskiego Sądu Apelacyjnego, który podwyższył kwotę zadośćuczynienia do 50 tysięcy zł.
W Sądzie Najwyższym zakończyła się natomiast sprawa wytoczona wydawcy portalu „Pudelek” przez aktorkę Dorotę Stalińską i jej syna Pawła. Przyczyną pozwu był seria artykułów dotyczących relacji celebrytki ze swoim synem. W zamieszczanych na „Pudelku” tekstach pisano chociażby o nadopiekuńczości matki, nazywając jej syna „maminsynkiem”. Kobieta stwierdziła, że publikacje naruszają prywatność, godność oraz dobre imię zarówno jej, jak i jej syna, i zażądała zadośćuczynienia po 75 tysięcy złotych oraz wpłaty przez pozwanego 25 tysięcy złotych na cele społeczne.
Wydawca „Pudelka” bronił się w sądzie tym, że osoby publiczne powinny liczyć się z krytyką. Sąd stwierdził jednak, że artykuły naruszały cześć, dobre imię i prywatność poszkodowanych i nakazał wypłacenie zadośćuczynienia za doznaną krzywdę moralną. Po kolejnych apelacjach sprawa znalazła ostatecznie swój finał w Sądzie Najwyższym, który przyznał, że sowite zadośćuczynienie powinno zostać wypłacone.
Nie ma więc wątpliwości, że ochrona dobrego imienia nie jest przez sądy bagatelizowana. Warto więc walczyć o swoje dobre imienię zawsze, gdy jest ono naruszane.
Czym jest wizerunek w polskim prawie? Sądy za wizerunek osoby fizycznej uznają nie tylko jej twarz, ale wszelkie cechy charakterystyczne, które pozwalają na identyfikację danej osoby. Prawo zabrania rozpowszechniania tak rozumianego wizerunku bez zgody jego właściciela. Jednocześnie wyróżniono trzy ustawowe wyjątki od tej reguły.
W poprzednich – zamieszczonych na tym blogu – artykułach, wyjaśniłem już czym są chronione prawem dobra osobiste i szczegółowo opisałem jedno z nich, czyli „cześć” oraz podałem praktyczne przykłady jej naruszania. Dziś chciałbym się zająć kolejnym dobrem osobistym, wymienionym wprost w art. 23 kodeksu cywilnego, czyli wizerunkiem.
W dobie mediów społecznościowych i wszechobecnych smartfonów, dzięki którym każdy może zrobić nam zdjęcie lub nagrać film, bezprawne rozpowszechnianie wizerunku staje się coraz bardziej powszechnym problemem. Co więcej, na pewno każdy z nas wielokrotnie nieświadomie uwiecznił wizerunek obcej osoby, którą mijaliśmy akurat w tramwaju czy na ulicy lub która siedziała obok nas w kinie czy restauracji. Z naszej perspektywy wydawał się to wówczas zapewne nic nie znaczący szczegół takiego zdjęcia czy nagrania i to prawda, ale tylko do czasu, aż nie zdecydujemy się na jego publikacje czy jakiekolwiek inne rozpowszechnienie.
Gdy chcemy rozpowszechnić czyiś wizerunek, musimy mieć na to jego bezpośrednią zgodę. W przeciwnym wypadku uwieczniona na naszym obrazie osoba może domagać się ochrony swoich dóbr osobistych, a nas ten – wydawałoby się drobny szczegół –może kosztować nawet kilkaset tysięcy złotych.
W opisanym powyżej przypadku zapewne nie skończyłoby się na szczególnie dotkliwych konsekwencjach prawnych, ale w historii polskiego sądownictwa zdarzały się wyroki, w których za bezprawne wykorzystanie wizerunku innej osoby trzeba było zapłacić naprawdę wielkie pieniądze.
Jedną z większych kwot zadośćuczynień orzeczonych w ramach ochrony dóbr osobistych, w tym wizerunku, wyniosła 200 000 zł. i dotyczyła wykorzystania zdjęcia zrobionego bez zgody, na którym nie było również widać całej twarzy. Chodziło wówczas o zdjęcie ofiary gwałtu, którym opatrzony był materiał prasowy o przemocy seksualnej młodzieży szkolnej. Bohaterka zdjęcia i ofiara gwałtu pozwała wydawcę gazety zarzucając mu właśnie naruszenie jej prawa do wizerunku. Sąd uznał, że powódka, nawet mimo braku umieszczenia zdjęcia jej twarzy, była rozpoznawalna, dla osób ją znających, a w konsekwencji naruszono również jej cześć, godność i prawo do intymności.
Polskie prawo zdecydowanie chroni więc wizerunek, co jest całkowicie zrozumiałe. Gdyby kwestia ochrony wizerunku nie była wystarczająco uregulowana, mogłoby dochodzić do sytuacji, w której Twoje – zrobione bez Twojej wiedzy i zgody – zdjęcie stałoby się ilustracją artykułu na temat znęcania się nad zwierzętami, pedofilii czy innych przestępczych działań. Nie mam wątpliwości, że taka sytuacja w skrajnych przypadkach mogłaby zniszczyć całe Twoje życie zawodowe lub prywatne.
Warto więc wiedzieć, czym dokładnie jest wymieniony w kodeksie cywilnym jako dobro osobiste wizerunek, aby nigdy nie narazić się na konsekwencje jego nielegalnego użycia czy wręcz przeciwnie – wiedzieć, jak zawalczyć o jego ochronęw sytuacji, gdy dojdzie do jego nieuprawnionego wykorzystania.
Pojęcie wizerunku pojawia się w polskim prawie nie tylko w przywoływanym już w jednym z poprzednich artykułów art. 23 kodeksu cywilnego. Ochrona wizerunku pojawia się także w art. 81 ustawy o prawach autorskich, który wprost stwierdza, że „rozpowszechnianie wizerunku wymaga zezwolenia osoby na nim przedstawionej”. W ustawie nie ma jednak jednoznacznej definicji wizerunku. Analizując orzecznictwo polskich sądów można natomiast przyjąć, że wizerunek odnosi się do związanych z konkretną osobą cech fizycznych, które pozwalają na jego identyfikacje.
Niewątpliwie w tej definicji zawiera się więc rozpowszechnianie zdjęcia czy obrazu czyjejś twarzy, co wydaje się naturalną interpretacją wizerunku. Są jednak osoby tak charakterystyczne, że nie musimy wcale zobaczyć jej twarzy, żeby stwierdzić o kogo chodzi. W orzeczeniach polskich sądów za elementy chronionego prawem wizerunku uznawano chociażby okulary, fryzurę, szczególną linię profilu a nawet charakterystyczny cień. Charakterystyczną fryzurę i profil, który moglibyśmy poznać nawet po czarnym konturze ma chociażby Donald Trump, a zacieniona sylwetka lecącego do kosza z piłką Michaela Jordana jest tak unikatowa, że stała się wręcz logo jego firmy i nie sposób pomylić jej z nikim innym. Sąd Najwyższy stwierdził też, że za element wizerunku można nawet w pewnych okolicznościach uznać ludzki głos.
„Prawo osobiste do ludzkiego głosu należy traktować jako dźwięczny wizerunek, jednak pod warunkiem, że jest rozpoznawalny dla osób trzecich. Oznacza to, że głos danej osoby musi być na tyle charakterystyczny i wyróżniający się, by można było wskazać konkretną osobę, od której pochodzi.”
Sąd Najwyższy w wyroku z dnia 3 października 2007 r.
Tak szeroko rozumiany wizerunek jest więc naszą własnością i możemy dochodzić przed sądem swoich praw, gdy jest on nielegalnie rozpowszechniany. Wspomniany już art. 81 ustawy o prawach autorskich wyróżnia jednak konkretne przypadki, w których rozpowszechnianie wizerunku innej osoby jest możliwe bez uzyskania zgody.
Pierwszym wymienionym w ustawie wyjątkiem od obowiązku uzyskania zgody na rozpowszechnianie wizerunku jest sytuacja, w której uwieczniona osoba „otrzymała umówioną zapłatę za pozowanie”. Zgody udziela więc modelka, która pozuje do sesji zdjęciowej czy prezenter telewizyjny, który dostaje wynagrodzenie za prowadzenie programu na żywo. Tutaj warto jednak zaznaczyć, że osoba udzielająca zgody na rozpowszechnianie jej wizerunku musi mieć pełną świadomość nie tylko formy, ale także miejsca i czasu publikacji, zestawienia z innymi wizerunkami i towarzyszącego komentarza, co zostało potwierdzone w wyroku Sądu Apelacyjnego w Warszawie w z 12 lutego 1998 r.
Z podobną sytuacja mieliśmy do czynienia w roku 2018, gdy dziennikarka TVP Info Justyna Śliwowska-Mróz wytoczyła sprawę o naruszenie dóbr osobistych partii rządzącej, która w swoim spocie wyborczym użyła fragmentu prowadzonego przez nią programu informacyjnego. W materiale wyborczym Prawa i Sprawiedliwości użyto wycięty fragment przekazanej przez dziennikarkę wiadomości o tym, że Platforma Obywatelska zapowiedziała przyjmowanie uchodźców i wmontowano go w klip ukazujący potencjalne negatywne konsekwencje takich politycznych decyzji.
Sąd stwierdził jednak, że choć kobieta zgodziła się na publikacje swojego wizerunku w zatrudniającym ją medium, to nie wyraziła zgody na to, by pojawiał się on w spocie wyborczym. Partia została więc zobowiązana do zamieszczenia oświadczenia z wyjaśnieniem oraz zapłatę 10 tys. zł na cele społeczne.
W art. 81 ustawy o prawach autorskich pojawia się także zastrzeżenie, że obowiązek uzyskania każdorazowej zgody na rozpowszechnianie wizerunku nie dotyczy osób powszechnie znanych czy pełniących funkcję publiczne. Bez pytania o zgodę można więc rozpowszechniać chociażby zdjęcie polityka z konferencji prasowej czy wiecu wyborczego.
Ostatnim – zapisanym w ustawie – wyjątkiem jest sytuacja, w której wizerunek danej osoby stanowi jedynie szczegół większej całości. Chodzi tu między innymi o nagrania lub fotografie, przedstawiające jakiś krajobraz czy chociażby manifestację publiczną, na której dana osoba jest jedynie częścią grupy ludzi. Aby ten wyjątek miał swoje zastosowanie musimy mieć do czynienia z sytuacją, w której usunięcie wizerunku tej osoby nie zmienia samego charakteru zdjęcia, nagrania czy obrazu.
Poza tymi trzema wyjątkami, rozpowszechnianie wizerunku drugiego człowieka bez jego zgody jest zakazane. Jeśli więc nie jesteś osobą publiczną, a ktoś bez Twojej zgody użył Twojego wizerunku, warto dochodzić ochrony swoich dóbr osobistych. Chcesz wiedzieć więcej? Zapraszam do kontaktu 🙂
Czy zapłacenie modelce za pozowanie pozwala na dowolne używanie jej wizerunku?
Czy złodziej może pozwać okradzionego?
Czy budynek może mieć swój „wizerunek”?
Czas na odpowiedzi na pytania o praktykę ochrony wizerunku.
W ostatnim artykule pisałem o tym, że jednym z chronionych polskim prawem dóbr osobistych jest wizerunek, który jest przywołany nie tylko w wyliczającym dobra osobiste art. 23 kodeksu cywilnego, ale także w art. 81 ustawy o prawach autorskich, w którym stwierdzono wprost, że „rozpowszechnianie wizerunku wymaga zezwolenia osoby na nim przedstawionej”.
Wspomniana ustawa wyróżnia jednocześnie trzy wyjątki od obowiązku uzyskania każdorazowej zgody na rozpowszechnienie wizerunku. Pierwszym wyjątkiem jest sytuacja, w której uwieczniona osoba otrzymała umówioną zapłatę za pozowanie. Takiej zgody nie musimy uzyskiwać także w przypadku osób powszechnie znanych lub pełniących funkcje publiczne oraz w sytuacjach, gdy ukazana osoba jest na danym obrazie jedynie szczegółem, a nie jego kluczowym elementem.
Do pełnej analizy prawnej nie wystarczy jednak zapoznanie się z przepisami prawa, które bywają niejednoznaczne i zawierają pojęcia niewystarczająco zdefiniowane. Dlatego też ważnym źródłem informacji na temat obecnego prawa są także orzeczenia sądów, które w odpowiedzi na rodzące się w konkretnych przypadkach pytania, wskazują właściwą interpretację istniejących przepisów. W tym artykule chciałbym więc przyjrzeć się przykładom spraw, w których sądy musiały interpretować zakres prawnej ochrony wizerunku.
Wątpliwości interpretacyjne mógłby budzić już pierwszy z przywołanych wyjątków od obowiązującego nakazu uzyskiwania każdorazowej zgody na rozpowszechnianie wizerunku. To, że ktoś otrzymał pieniądze za pozowanie do zdjęcia reklamującego okulary, nie może oznaczać przecież, że to samo zdjęcie może być następnie wykorzystywane do reklamy sieci komórkowej. W ostatnim artykule wspomniałem już o wyroku Sądu Apelacyjnego z 12 lutego 1998 roku, który potwierdził, że osoba udzielająca takiej zgody musi mieć pełną świadomość nie tylko formy, ale także miejsca i czasu publikacji jej wizerunku.
Z ciekawym przypadkiem tego typu sprawy mieliśmy do czynienia w Stanach Zjednoczonych, gdzie modelka, która odpłatnie reklamowała firmę Fiji Water na gali Złotych Globów pozwała swojego zleceniodawcę za rozpowszechnienie jej wizerunku do celów marketingowych. Kelleth Cuthbert została zatrudniona jako hostessa, która rozdawała butelki wody Fiji Water w trakcie zdjęć na reklamowych ściankach i czerwonym dywanie przed słynną galą filmową. Kobieta ustawiła się w tak strategicznym miejscu, że ostatecznie znalazła się w tle wielu zdjęć pozujących celebrytów i została przez internautów ogłoszona prawdziwą gwiazdą całej gali.
W odpowiedzi na zaskakującą popularność swojej hostessy, marketingowcy firmy Fiji Water stworzyli kartonowe podobizny modelki, które były następnie ustawiane w sklepach do reklamowania produktu.
To nie spodobało się jednak kobiecie, która zdecydowała wówczas o pozwaniu swojego zleceniodawcy. Firma zapewniała co prawda, że podpisała ze swoją hostessą roczny „kontrakt na wyłączność, o wartości blisko 90 tysięcy dolarów”. Zawarta umowa nie obejmowała jednak tworzenia kartonowych podobizn kobiety, co sprawia, że modelka nie wyrażała zgody na taką formę rozpowszechniania wizerunku. Jej prawnicy stwierdzili, że kobieta wygenerowała dla firmy nawet 12 milionów dolarów, a zawarta umowa dotyczyła jedynie roli hostessy na gali filmowych nagród.
Do naruszenia dóbr osobistych doszłoby zatem w takim przypadku nawet w świetle polskiego prawa i sprawa mogłaby się zakończyć tak, jak w przywołanej już w ostatnim artykule historii byłej dziennikarki TVP Info, która wygrała sprawę o naruszenie dóbr osobistych po użyciu fragmentu prowadzonego przez nią programu w spocie wyborczym Prawa i Sprawiedliwości.
Innym ciekawym przypadkiem pozwu związanego z ochroną wizerunku jest, kuriozalna wręcz, sprawa z Gdańska, w której złodziej pozwał za bezprawne rozpowszechnienie swojego wizerunku kierownictwo okradzionego sklepu.
W jednym z gdańskich sklepów spożywczych dochodziło bowiem do regularnych drobnych kradzieży. W ciągu zaledwie dwóch miesięcy doszło do aż 125 prób wyniesienia towaru ze sklepu. Miejsce było jednak wyposażone w kamery przemysłowe, dzięki czemu każdy taki przypadek był nagrany, a przestępca mógł być łatwo zidentyfikowany.
Jednym ze złodziei był Maciej S. Mężczyzna wyniósł ze sklepu jednorazowego grilla, kilka paczek kiełbasy, kawę i bombonierki. Całe zdarzenie zostało nagrane, a Maciej S. został szybko zidentyfikowany. Kierowniczka sklepu wybrała się wówczas do mieszkania mężczyzny i zażądała zwrotu pieniędzy za wyniesione produkty warte łącznie 270 zł. Ten stwierdził jednak, że nie ma pieniędzy, więc sprawa trafiła na policję.
Wkrótce sąd ukarał Maciej S. karą grzywny w wysokości 930 zł. W międzyczasie kierowniczka sklepu, w związku z rosnąca skalą kradzieży, zaczęła wieszać zdjęcia złodziei na jednym z regałów przy wejściu do sklepu, aby odstraszyć potencjalnych sprawców kolejnych kradzieży. Jedno ze zdjęć przedstawiało właśnie Macieja S., który złożył w odwecie pozew do sądu, podkreślając, że jego wizerunek został rozpowszechniony bezprawnie i wbrew jego woli. Sąd zakończył całą sprawę po pierwszej rozprawie, ponieważ… Maciej S. nie stawił się w sądzie. Gdyby mężczyzna pojawił się na założonej przez siebie sprawie, mógłby jednak osiągnąć swój cel.
Prawo pozwala bowiem na publikacje wizerunku podejrzanych ze względu na dobro śledztwa lub interes społeczny. Takim przypadkiem są przecież, choćby znane już z westernów i obecne także dziś, listy gończe. Decyzję w tej sprawie musi jednak podjąć prokurator lub sąd. Do tego czasu nawet osoby podejrzane o poważne przestępstwa i poszukiwane przez organy ścigania muszą pozostać anonimowe, tak jak wszystkie osoby oskarżone, które, dopóki nie wyrażą jednoznacznej zgody na publikację swojego wizerunku, muszą być pokazywane w mediach z czarnym prostokątem na oczach czy zamazaną twarzą – tak, aby niemożliwe było ich rozpoznanie. Uzasadnione jest to m.in. faktem, że każdy oskarżony jest niewinny aż do prawomocnego wyroku skazującego.
Z tego samego zresztą powodu także ja – opisując sprawę kradzieży z Gdańska – muszę używać jedynie pierwszej litery nazwiska złodzieja. Gdybym podał tutaj nazwisko mężczyzny, również naruszyłbym jego dobra osobiste.
Zaskakujący problem prawny związany z ochroną wizerunku pojawił się także w 2012 roku, gdy wydawnictwo Zysk i S-ka chciało opublikować książki z Pałacem Kultury i Nauki na okładce. W trakcie przygotowywania publikacji do wydawnictwa trafiło pismo od Zarządu Pałacu Kultury i Nauki Sp. z o.o., w którym zażądano wyjaśnienia, dlaczego na okładce powieści pojawił się „wizerunek” budowli, będącej jednym z głównych symboli Warszawy.
Wkrótce pojawiło się także oświadczenie, w którym stwierdzono, że, na podstawie między innymi kodeksu cywilnego, Zarząd PKiN Sp. z o.o. ma „wyłączne prawa do znaku towarowego, jakim jest wizerunek Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie, jak też symbole graficzne i przestrzenne oraz zdjęcia nawiązujące do niego”.
Od tamtego czasu zarząd Pałacu Kultury i Nauki regularnie pobiera od twórców opłaty za umieszczanie w swoich dziełach zastrzeżonego znaku towarowego jakim jest najwyższy w Polsce budynek. Nie oznacza to jednak, że podstawą tych roszczeń jest wspomniany już art. 23 kodeksu cywilnego i art. 81 ustawy o prawach autorskich. Mówiąc w tej sytuacji o wizerunku budowli, mowa w rzeczywistości o zastrzeżonym w urzędzie patentowym znaku towarowym, jakim jest fasada Pałacu Kultury.
Wizerunek mają natomiast tylko osoby fizyczne, czyli po prostu ludzie. Nie możemy mówić nigdy o wizerunku budowli, przedmiotu czy zwierzęcia. Jak widać, tego typu problemy prawne nie są proste i jednoznaczne w interpretacji. Jeśli jednak masz wątpliwości dotyczące przysługujących Ci praw związanych z ochroną dóbr osobistych – zapraszam do kontaktu. Chętnie pomogę Ci w ich rozwiązaniu 🙂
Nie każde naruszenie dóbr osobistych łączy się z bezpośrednią odpowiedzialnością prawną. Choć kodeks cywilny nie zawiera nawet pełnego zdania na ten temat, w orzecznictwie polskich sądów wyróżniono co najmniej 4 podstawowe wyjątki od odpowiedzialności za naruszanie dóbr osobistych.
W pierwszym z zamieszczonych na tym blogu artykule pisałem o tym, czym są chronione polskim prawem dobra osobiste. Wspomniałem już wówczas, że w obowiązujących aktach prawnych nie znajdziemy jednoznacznej definicji tego pojęcia. Art. 23 kodeksu cywilnego, który jest podstawą prawną dochodzenia swoich dóbr osobistych, wylicza jedynie przykładowe dobra osobiste, których katalog nie jest jednak zamknięty.
Podobnie sprawa wygląda także ze zbiorem okoliczności wyłączających bezprawność naruszenia dóbr osobistych. Nawet w przypadku ewidentnego naruszenia dóbr osobistych drugiej osoby, sąd może bowiem oddalić roszczenie oparte na tak jawnym złamaniu prawa.
Wyjątek od obowiązującej w prawie reguły dotyczy sytuacji takich jak obrona konieczna. Nie może być przecież tak, że człowiek, który obezwładnił złodzieja, zostanie ukarany przez sąd za naruszenie jego nietykalności. Sam przecież bronił własnego życia czy mienia.
W poprzednim artykule opisałem już zresztą sytuację, w której złodziej został skazany za kradzież, a następnie pozwał kierownictwo sklepu za ujawnienie jego wizerunku. Ten przykład pokazuje, że przestępcy także potrafią pozywać swoje ofiary, doprowadzając tym samym do tego, że sąd musi wydawać wyroki, w których ofiara występuje w roli przestępcy – wbrew obiektywnym faktom i zasadom zdrowego rozsądku.
Dlatego też, aby nie dopuścić do notorycznego powstawania tego typu dylematów, sądy w swoim orzecznictwie wypracowały – nieistniejący w aktach prawnych – zbiór okoliczności wyłączających ponoszenie odpowiedzialności za naruszenie dóbr osobistych.
Za podstawę prawną funkcjonowania takich wyjątków można uznać art. 24 kodeksu cywilnego. W pierwszym zdaniu artykułu możemy przeczytać, że „Ten, czyje dobro osobiste zostaje zagrożone cudzym działaniem, może żądać zaniechania tego działania, chyba że nie jest ono bezprawne.” To krótkie zastrzeżenie nie jest nigdzie w ustawie zdefiniowane. Kodeks cywilny nie wymienia nawet przykładów sytuacji, w których można je zastosować.
Do sądu należy więc interpretacja, czy mamy do czynienia z działaniem bezprawnym w danej sprawie. Tym samym, aby poznać warunki, w których osoba naruszająca dobra osobiste drugiego człowieka nie poniesie za to odpowiedzialności – musimy dokładnie prześledzić orzecznictwo polskich sądów.
Najważniejszym dla stanu prawnego w tym zakresie wyrokiem jest orzeczenie Sądu Najwyższego z 19 października 1989 roku, w którym przedstawiciele najwyższej krajowej instancji polskiego wymiaru sprawiedliwości wprost wymienili okoliczności usprawiedliwiające naruszenie dóbr osobistych.
„do okoliczności wyłączających bezprawność naruszenia dóbr osobistych na ogół zalicza się: 1) działanie w ramach porządku prawnego, tj. działanie dozwolone przez obowiązujące przepisy prawa, 2) wykazywanie prawa podmiotowego, 3) zgodę pokrzywdzonego (ale z zastrzeżeniem uchylenia jej skuteczności w niektórych przypadkach) oraz 4) działania w ochronie uzasadnionego interesu”.
Wyrok Sądu Najwyższego z dnia 19 października 1989 r.
Największe wątpliwości i kontrowersje budzi wśród prawników zwłaszcza ostatnie zastrzeżenie. To właśnie na nie powołują się często chociażby dziennikarze pozwani przez bohaterów swoich artykułów czy innych materiałów prasowych.
Przykładem może być tu sprawa dziennikarza, który ujawnił w 2004 roku, że osoba, która dopuściła się molestowania dzieci, była nosicielem wirusa HIV. Mężczyzna został więc de facto pozbawiony przysługującego każdemu człowiekowi prawa do prywatności w trosce o stan zdrowia jego ofiar. Sprawę skomentował wówczas ówczesny prezes Trybunału Konstytucyjnego prof. Marek Safjan, który stwierdził, że interes społeczny jakim było ostrzeżenie ofiar pedofila był w tym przypadku ważniejszy niż dobra osobiste przestępcy.
Podobnie rzecz ma się przecież dzisiaj z pandemią koronawirusa. W mediach często słyszymy o kolejnych publicznie znanych osobach zakażonych wirusem COVID-19, co także mogłoby zostać uznane za naruszenie ich prawa do prywatności, ale jest przekazywane do wiedzy osób, które mogły mieć kontakt z danym człowiekiem.
Bardziej oczywistym wyłączeniem naruszeń dóbr osobistych jest natomiast zgoda pokrzywdzonego. Do zgodnego z naszą wolą naruszenia naszych dóbr osobistych dochodzi bowiem chociażby w trakcie każdej szpitalnej operacji. Rozcinanie brzucha rodzącej kobiety mogłoby przecież zostać uznane za naruszenie jej dobra osobistego, jakim jest zdrowie. W przypadku każdego takiego zabiegu medycznego pacjent wyraża jednak zgodę, kierując się ważniejszym jego zdaniem dobrem – w tym przypadku ciężarna kobieta świadomie naraża swoje zdrowie, by szczęśliwie urodzić potomka. Na ciężkie uszkodzenie swojego ciała zgadza się też na przykład pacjent postrzelony z broni palnej, który wyraża zgodę na rozcięcie własnego ciała przez lekarzy, po to by wyjąć z niego kulę i uratować ostatecznie swoje życie.
Z ryzykiem okaleczenia lub nawet ciężkiego uszkodzenia zdrowia liczy się także profesjonalny bokser czy karateka, który po uczestnictwie w zawodach sportowych nie może złożyć przecież pozwu, albo wszcząć postępowanie karne, przeciw swojemu przeciwnikowi, zarzucając mu naruszenie jego zdrowia i nietykalności.
Za ciekawy przykład zgody na naruszenie własnych dóbr osobistych można też uznać udział w popularnych programach telewizyjnych typu reality show czy talk-show. Często dochodzi tam bowiem do naruszania prawa do prywatności, ale także, przede wszystkim, dobrego imienia i czci uczestników programu. W programach takich jak „Big Brother”, „Warsaw shore” czy nawet „Rozmowy w toku” uczestnicy świadomie godzą się na pokazywanie ich milionom widzów w negatywnym świetle, które niejednokrotnie urąga wręcz ich godności, będącej przecież najwyższą konstytucyjną wartością.
Pierwsze dwie okoliczności wyłączające odpowiedzialność za naruszenie dóbr osobistych, wspomniane w przytoczonym powyżej wyroku Sądu Najwyższego, dotyczą sytuacji, w której naruszyciel działał w ramach konkretnych przepisów polskiego prawa.
Jako najprostszy przykład takiej sytuacji można wskazać chociażby zdecydowane czynności podejmowane przez policję czy inne organy ścigania, które często muszą przecież, poszukując przestępcy, naruszać dobra osobiste osób podejrzanych i na pewno także niewinnych.
To zastrzeżenie jest więc niezbędne. Za przykład naruszenia dóbr osobistych można by w przeciwnym wypadku uznać nawet działanie na podstawie przepisów prawa, które pozwalają przecież na ograniczanie wolności człowieka w zakładach karnych czy w zakładach dla psychicznie chorych.
Aby ta okoliczność znalazła swoje zastosowanie trzeba jednak wykazać konkretny przepis prawa, na podstawie którego zostały podjęte owe działania naruszające dobra osobiste drugiej osoby. W przypadku każdego naruszenia dóbr osobistych, to właśnie sprawca takiego naruszenia musi udowodnić, że jego działanie było zgodne z prawem. W przeciwnym wypadku każdorazowe naruszenie dóbr osobistych jest chronione przepisami kodeksu cywilnego.
Uniknięcie odpowiedzialności za naruszenie dóbr osobistych w przypadkach działania w ramach okoliczności wyłączających odpowiedzialność za naruszenie, wymaga więc znajomości wielu przepisów polskiego prawa. Dlatego też, w razie wszelkich pytań i wątpliwości związanych z zagadnieniem dóbr osobistych, serdecznie zapraszam do kontaktu.
Dzisiaj na blogu temat, który nie jest związany z tematyką dóbr osobistych. Powstał on z dwóch powodów – po pierwsze takie było wyraźne życzenie jednego z Czytelników, po drugie materia z nim związana jest niezwykle delikatna a prawnik musi brać pod uwagę to, że przy zajmowaniu się nim ingeruje bardzo głęboko w relacje rodzinne, stąd powinien zachować szczególną ostrożność w podejmowanych przez siebie działaniach. Wstąpienie do strefy Schengen i związany z nim wzrost liczby związków transgranicznych również spowodowało zwiększenie postępowań związanych z rodzicielskim uprowadzeniem dzieci.
Omawiana sytuacja ma miejsce w przypadku, gdy jedno z rodziców przekracza granice kraju, który jest jego zwykłym miejscem pobytu bez zgody drugiego, który ma pełnię władzy rodzicielskiej i może decydować o miejscu pobytu dziecka. Jasno więc widać, że ten rodzaj uprowadzenia małoletniego jest szczególny. W przypadku gdy sprawca uprowadzenia nie ma pełni władzy rodzicielskiej realizuje on hipotezę normy prawnej zawartej w art. 211 kodeksu karnego, który mówi „Kto, wbrew woli osoby powołanej do opieki lub nadzoru, uprowadza lub zatrzymuje małoletniego poniżej lat 15 albo osobę nieporadną ze względu na jej stan psychiczny lub fizyczny, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5”. Jeżeli jednak nawet ma on pełną władzę, a zatem w świetle prawa polskiego nie dopuszcza się czynu przestępczego, zastosowanie mają tutaj normy prawa rodzinnego i opiekuńczego, w szczególności Konwencji haskiej z 25 października 1980 r. dotyczącej cywilnych aspektów uprowadzenia dziecka za granicę.
Konwencja ta ma zastosowanie do uprowadzeń rodzicielskich dzieci do ukończenia 16 roku życia. Ponieważ jest to umowa międzynarodowa, stosuje się ją tylko do uprowadzeń i zatrzymań mających element transgraniczny. Zarówno państwo, z którego uprowadzono dziecko, jak i państwo obecnego pobytu musi być sygnatariuszem dokumentu. W myśl Konwencji uprowadzenie lub zatrzymanie dziecka jest bezprawne, jeżeli nastąpiło naruszenie prawa do opieki przyznanego przez ustawodawstwo (orzeczenie sądowe lub administracyjne albo ugodę mającą moc prawną) państwa, w którym dziecko miało miejsce stałego pobytu bezpośrednio przed uprowadzeniem lub zatrzymaniem oraz jeżeli w chwili uprowadzenia lub zatrzymania prawo to było skutecznie wykonywane (art. 3). Celem tej umowy międzynarodowej jest więc zapobieganie dążeniom rodziców, którzy chcą w nielegalny sposób zmonopolizować swoją władzę rodzicielską.
Jak do tej pory do Konwencji haskiej przystąpiło 101 państw, Polska jest jej stroną od 1992 roku. Sygnatariusze w art. 6 zobowiązali się do wyznaczenia tzw. organu centralnego, który będzie realizował obowiązki wynikające z dokumentu. Jaki będzie to organ w danym państwie zależy tylko i wyłącznie od indywidualnej decyzji każdego rządu. W naszym kraju organem wyznaczonym zostało Ministerstwo Sprawiedliwości, a postępowaniami w jej trybie zajmuje się konkretnie Wydział Prawa Międzynarodowego działający w ramach Departamentu Współpracy Międzynarodowej i Prawa Europejskiego Ministerstwa Sprawiedliwości.
Rodzic, którego uprawnienia rodzicielskie zostały nielegalnie ograniczone przez drugiego rodzica ma prawo zgłosić się do organu centralnego w swoim państwie na podstawie specjalnej procedury przewidzianej w Konwencji. Po wypełnieniu wniosku na odpowiednim formularzu organ centralny przesyła go do organu centralnego państwa, w którym znajduje się porwane dziecko. Z kolei tamten drugi organ zwraca się do sądu lub instytucji administracyjnej mającej jurysdykcję w dziedzinie prawa rodzinnego, która według uproszczonego schematu postępowania bada tylko czy zostały spełnione dwie przesłanki. Po pierwsze – że dziecko zostało uprowadzone z państwa swojego zwykłego pobytu. Po drugie – że uprowadzenie miało charakter bezprawny w świetle zacytowanego wyżej art. 3 Konwencji, czyli nastąpiło tutaj naruszenie skutecznie wykonywanego prawa do opieki nad dzieckiem.
Co ważne, uproszczony charakter tego postępowania nie pozwala sądowi na merytoryczne orzekanie o władzy rodzicielskiej jednego lub obojga rodziców, a także o miejscu zamieszkania dziecka. Leży to bowiem w zakresie kognicji zwykłego sądu opiekuńczego. W razie stwierdzenia zaistnienia dwóch wymienionych powyżej przesłanek sąd lub organ administracyjny powinien zarządzić niezwłoczne wydanie dziecka. Kluczowy jest tutaj termin jednego roku od uprowadzenia lub zatrzymania. Jeżeli wniosek rodzica nie wpłynie w tym terminie do organu centralnego, zgodnie z art. 12 Konwencji sąd powinien także zarządzić wydanie dziecka, przepis ten wprowadza jednak bardzo istotną przesłankę negatywną w postaci przystosowania się dziecka do swojego nowego środowiska. Jeżeli takie przystosowanie się nastąpiło, skuteczne domaganie się wydania dziecka będzie znacząco utrudnione.
Pomimo spełnienia przesłanek istotnych dla w postępowania uproszczonego, sąd lub organ administracyjny nie musi wydawać dziecka w następujących przypadkach: osoba, instytucja lub organizacja opiekująca się dzieckiem faktycznie nie wykonywała prawa do opieki w czasie uprowadzenia lub zatrzymania albo zgodziła się lub później wyraziła zgodę na uprowadzenie lub zatrzymanie; lub istnieje poważne ryzyko, że powrót dziecka naraziłby je na szkodę fizyczną lub psychiczną albo w jakikolwiek inny sposób postawiłby je w sytuacji nie do zniesienia.
W miarę możliwości organ orzekający powinien uwzględnić sprzeciw dziecka wobec powrotu do drugiego z rodziców, jeżeli uważa, że wiek i stopień dojrzałości dziecka sprawia, że powinno wziąć się pod uwagę jego opinię. Szczególnym przepisem jest art. 20 Konwencji, który przewiduje możliwość odmowy zwrotu dziecka, jeżeli zwrot nie byłby dopuszczony w świetle podstawowych zasad państwa wezwanego, dotyczących ochrony praw człowieka i podstawowych wolności.
Państwo pobytu dziecka powinno wydać orzeczenie do 6 tygodni po złożeniu wniosku do organu centralnego państwa uprowadzenia. Złożenie wniosku jest bezpłatne, a rodzic jest zobowiązany ponieść tylko koszty towarzyszące (np. opłaty za tłumaczenia dokumentów).
Dla krajów Unii Europejskiej istotnym aktem normatywnym modyfikującym nieco normy Konwencji haskiej jest rozporządzenie Bruksela II bis, czyli Rozporządzenie Rady (WE) nr 2201/2003 z dnia 27 listopada 2003 r. dotyczące jurysdykcji oraz uznawania i modyfikowania orzeczeń w sprawach małżeńskich oraz w sprawach dotyczących odpowiedzialności rodzicielskiej uchylające rozporządzenie (WE) nr 1347/2000. W tym akcie prawnym, który wiąże państwa członkowskie zarówno co do celu jak i do przewidzianych w nim środków, najważniejszą zmianą w stosunku do Konwencji jest uprawnienie do rozstrzygania w przedmiocie prawa do opieki przez sąd miejsca zwykłego pobytu w przypadku przekazania mu odpisu orzeczenia oddalającego wniosek o wydanie dziecka. Oprócz tego rozporządzenie reguluje pełniejsze udzielenie głosu dziecku, jak i rodzicowi wnioskującemu o jego wydanie. Wysłuchanie dziecka w myśl rozporządzenia jest bowiem obligatoryjne zawsze, gdy umożliwia to jego wiek lub stopień dojrzałości. Z kolei rodzic wnioskujący o powrót dziecka zawsze musi być wysłuchany zanim zapadnie orzeczenie, które nie uwzględnia jego wniosku. Ostatnią wartą zauważenia zmianą wprowadzoną przez rozporządzenie Bruksela II bis jest ograniczenie możliwości oddalenia wniosku rodzica na podstawie przesłanki mówiącej o narażeniu je na szkodę fizyczną lub psychiczną albo postawieniu go w jakikolwiek inny sposób w sytuacji nie do zniesienia. Jeżeli sytuacja dziecka po powrocie jest należycie zabezpieczona, sąd lub organ administracyjny powinien orzec o wydaniu dziecka wnioskującemu o to rodzicowi.
W jaki sposób możemy bronić naszych dóbr osobistych? Głównym prawnym narzędziem stanowiącym ochronę dóbr osobistych jest powództwo cywilne, dzięki któremu pokrzywdzony może nie tylko żądać przeprosin, ale także zadośćuczynienia za doznane krzywdy. Na podstawie kodeksu karnego możemy natomiast także złożyć prywatny akt oskarżenia, na podstawie którego możemy żądać skazania sprawcy naruszenia dóbr osobistych.
W pierwszym artykule na tym blogu pisałem o tym czym są dobra osobiste. Szczegółowo opisałem już także przykłady naruszenia konkretnych dóbr osobistych takich jak cześć czy wizerunek. W jednym z ostatnich tekstów przywołałem natomiast swoiste wyjątki od prawnej ochrony dóbr osobistych, czyli okoliczności wyłączające naruszenie.
Skoro zatem wiemy już, w jakich sytuacjach może dojść do bezprawnego naruszenia dóbr osobistych i kiedy polskie prawo daje nam możliwość ich ochrony, czas odpowiedzieć na kluczowe pytanie, czyli: co możemy zrobić, gdy ktoś narusza nasze dobra osobiste?
Pierwszym narzędziem prawnym, którego możemy użyć jest złożenie do sądu pozwu cywilnego. Jego istotną cechą jest to, że w ramach powództwa możemy zażądać konkretnego zadośćuczynienia pieniężnego lub też wpłacenia określonej sumy na wybrany przez nas cel społeczny. O szczegółach dotyczących tego co musi się znaleźć w takim pozwie możemy przeczytać w Kodeksie postępowania cywilnego, w którym stwierdzono między innymi, że to właśnie strona pozywająca określa konkretną wysokość żądanego zadośćuczynienia. Bardzo ważnym i wręcz podstawowym żądaniem pozwu o naruszenie dóbr osobistych jest żądanie przeprosin. Jest ono nakierowane w pierwszej kolejności na moralne zadośćuczynienie za dokonaną krzywdzę, w wymiarze zewnętrznym natomiast stanowi pewne przyznanie się do błędu wobec szerszego kręgu odbiorców.
Poza tym możemy wnioskować o zabezpieczenie powództwa, które może polegać chociażby na publikacji informacji o trwającym procesie na stronie artykułu zawierającego kłamstwa na nasz temat. Pozwoli to nam na zmniejszanie skutków dokonanego naruszenia. Każda osoba, która będzie zapoznawać się z artykułem zostanie poinformowana, że bohater opisany w artykule, czyli Ty, zakwestionował podniesione w artykule tezy. Dzięki temu potencjalny czytelnik będzie mógł w sposób krytyczny zapoznać się z materiałem.
Taka informacja to jednak tylko swego rodzaju działanie doraźne. Przede wszystkim możemy domagać się bowiem usunięcia skutków naruszania dóbr osobistych, czyli w tym przypadku publikacji w mediach sprostowania nieprawdziwych informacji.
Bez względu na to czy nieprawdziwe informacje naruszające nasze dobra osobiste pojawiły się w artykule, wywiadzie, felietonie, reportażu czy nawet publikacji o charakterze satyrycznym – możemy zażądać od autora opublikowania specjalnego odkłamującego oświadczenia.
Co ciekawe, jeśli opublikowana informacja faktycznie była nieprawdziwa, sąd nie może odmówić zainteresowanemu prawa do publikacji sprostowania. W artykule na temat okoliczności wyłączających naruszenie dóbr osobistych przypomniałem co prawda wyrok Sądu Najwyższemu z 19 października 1989 roku, w którym przedstawiciele najwyższej krajowej instancji polskiego wymiaru sprawiedliwości stwierdzili, że do naruszenia dóbr osobistych nie dochodzi, gdy sprawca działał w ramach obowiązujących przepisów prawa czy w obronie uzasadnionego interesu. W przypadku nieprawdziwych publikacji prasowych dziennikarz czy redaktor naczelny powołując się chociażby na rzetelne przygotowanie materiału czy interes publiczny może więc uniknąć na przykład płacenia zadośćuczynienia za naruszenie dóbr osobistych. Bez względu na okoliczności będzie musiał jednak opublikować sprostowanie nieprawdziwej lub nieścisłych informacji.
Szczegóły dotyczące publikacji sprostowań reguluje art. 31 Prawa prasowego.
Poza pozwem cywilnym możemy także złożyć do sądu prywatny akt oskarżenia. Niektóre naruszenia dóbr osobistych pokrywają się bowiem z przepisami zawartymi w polskim kodeksie karnym. Mowa tu przede wszystkim o:
Jaka jest zatem różnica między prywatnym aktem oskarżenia a powództwem cywilnym? Czy w przypadku naruszenia naszych dóbr osobistych lepiej składać pozew w oparciu o kodeks cywilny czy prywatny akt oskarżenia?
Podstawową różnica między tymi dwoma przysługującymi nam instrumentami prawnym jest efekt finalny potencjalnego zwycięstwa sądowego. W przypadku prywatnego aktu oskarżenia odpowiedzialność ta ma charakter karny. Oznacza to, że w wypadku wygranej oskarżony zostanie skazany wyrokiem karny, co oznacza, że będzie w świetle prawa osobą karaną. Dużo łatwiejsza jest cała procedura składania prywatnej skargi, jest to bowiem postępowanie, które nie jest tak sformalizowane jak postępowanie cywilne i co do zasady o szybsze. Istotną różnicą jest także to, że roszczenia cywilne o ochronę dóbr osobistych, co do zasady, nie ulegają przedawnieniu. W przypadku prywatnego aktu oskarżenia jesteśmy natomiast ograniczeni zawartymi w kodeksie karnym przepisami, według których „karalność przestępstwa ściganego z oskarżenia prywatnego ustaje z upływem roku od czasu, gdy pokrzywdzony dowiedział się o osobie sprawcy przestępstwa, nie później jednak niż z upływem 3 lat od czasu jego popełnienia.”
Radny Piotr Opaczewski wygrał w sądzie z Prezydentem Elbląga Witoldem Wróblewskim. Sprawa dotyczyła wypowiedzi medialnych, w których Opaczewski zwracał uwagę na nieprawidłowości w trakcie budowy wiaduktu. Sąd musiał rozstrzygnąć, czy w ochronie interesu publicznego można naruszać dobra osobiste władz samorządowych.
W jednym z ostatnich artykułów pisałem już o tym, jakie okoliczności mogą usprawiedliwiać w oczach sądu naruszenie dóbr osobistych.
Dziś chciałbym przytoczyć konkretną – zakończoną pełnym sukcesem dla mojego klienta – sprawę sądowa, w której mojemu klientowi zarzucano naruszenie dobrego imienia miasta. Sąd przychylił się jednak do mojej argumentacji, przyznając, że mój klient w ogóle nie naruszył dóbr osobistych, a przy tym zajmował się sprawami zgłaszanymi przez mieszkańców, czyli występował w obronie uzasadnionego interesu publicznego.
Jest to sprawa o tyle istotna, że broniłem w niej osoby pozwanej przez przedstawicieli lokalnej władzy samorządowej za krytykę ich działań. Tym samym jest to doskonały przykłady tego, jak ważne jest wyłączenie naruszenia dóbr osobistych w przypadku działania w interesie publicznym. W przeciwnym wypadku każdy z nas mógłby zostać pozwany za krytykowanie władzy, którego zapewne często się dopuszczamy. Niejednokrotnie bowiem każdy z nas, nie raz w ostrych słowach, krytykuje władzę publiczną czy jej przedstawicieli.
Sprawa rozpoczęła się w 2018 roku, gdy w Elblągu trwała druga tura wyborów na prezydenta miasta. W trakcie kampanii wyborczej do użytku oddano wiadukt, na który mieszkańcy miasta czekali wiele lat. Finalizacja inwestycji w tak kluczowym dla procedury demokratycznej momencie budziła jednak wątpliwości krytyków i politycznych oponentów ubiegającego się wówczas o reelekcje prezydenta Witolda Wróblewskiego, którzy podkreślali, że ze względu na pośpiech budowa nie została wykonana rzetelnie i zgodnie z projektem.
O nieprawidłowościach związanych z procesem budowy wiaduktu mówił między innymi były Inspektor Nadzoru Budowlanego Grzegorz Guzowski, który kilka miesięcy przed uroczystym oddaniem inwestycji, skierował pismo do wojewody mazursko-warmińskiego i do wojewódzkiego inspektora nadzoru budowlanego. Ostrzegał w nim, że błędy podczas budowy mogą spowodować w krótkim czasie katastrofę budowlaną.
Zastrzeżenia składał także jeden z pracowników firmy budowlanej, która zajmowała się realizowaniem inwestycji. Mężczyzna informował o tym zresztą także swoich przełożonych, dokumentując swoje wątpliwości nagraniami, na których widać, że do wykonania nasypu zastosowano warstwę ziemi zdjętej z terenu budowy, co może powodować osadzanie konstrukcji.
Całą sprawą zainteresowały się nie tylko lokalne, ale także ogólnopolskie media. Artykuł na ten temat pojawił się między innymi w Gazecie Polskiej Codziennie. Krótki materiał filmowy zaprezentowano również w programie „Alarm” emitowanym w TVP 1.
W ramach tego materiału głos zabrał mój klient – radny Elbląga Piotr Opaczewski, który mówił w swojej wypowiedzi o podnoszonych przez ekspertów wątpliwościach. Powołując się między innymi na wspomnianą ekspertyzę byłego Inspektora Nadzoru Budowlanego oraz relacje pracowników firmy budowlanej i samych mieszkańców Elbląga, radny wskazał, że „robota została wykonana niezgodnie z projektem budowlanym”, podkreślając jednocześnie, że „jeżeli jest zagrożenie i ryzyko katastrofy budowlanej, ten ruch powinien zostać wstrzymany i powinna powstać bardzo szybko komisja, która te wątpliwości rozwieje.”
Z tą krytyką nie mógł się pogodzić prezydent Elbląga, który dzień po emisji programu, zorganizował konferencję prasową, na której w bardzo ostrych słowach odpowiedział na pojawiające się zarzuty. Prezydent Wróblewski zarzucił mojemu klientowi żerowanie na bezpieczeństwie mieszkańców Elbląga dla partyjnego interesu, stwierdzając, że radny przekroczył granice absurdu i zwykłej ludzkiej przyzwoitości dążąc „po trupach do celu”. Jednocześnie na konferencji poinformowano o złożeniu pozwu o naruszenie dóbr osobistych przeciwko Piotrowi Opaczewskiemu.
W ramach pozwu władze miasta zażądały od mojego klienta przekazania 20 000 zł na cele społeczne oraz opublikowania oświadczenia z przeprosinami nie tylko w mediach lokalnych, ale także na antenie ogólnopolskiej TVP 1 w trakcie najlepszego czasu antenowego. Komunikat z przeprosinami miałby się bowiem ukazać nie tylko w programie „Alarm”, w którym padły słowa, za które Piotr Opaczewski został pozwany, ale także bezpośrednio przed głównym wydaniem „Wiadomości” TVP 1.
W ramach odpowiedzi na pozew Gminy Miasta Elbląg wniosłem o oddalenie powództwa w całości. W trakcie procesu zwracałem uwagę na to, że mój klient odnosił się w swojej wypowiedzi bezpośrednio do ekspertyzy byłego Inspektora Nadzoru Budowlanego oraz do opinii podnoszonych przez samych mieszkańców miasta, którzy mają przecież w ramach systemu demokratycznego prawo do pełnej informacji na temat sposobu wydatkowania publicznych środków oraz do krytykowania działań ich reprezentantów.
Dążenie do wyjaśnienia wszelkich wątpliwości stoi więc w oczywistym interesie publicznym, który reprezentować powinni właśnie członkowie rady miejskiej. Mój klient nie poprzestał zresztą tylko na wystąpieniach medialnych. W związku z pojawiającymi się wątpliwościami skierował wcześniej także oficjalne zapytanie do władz miasta z prośbą o ustosunkowanie się do doniesień dotyczących chociażby stosowania ziemi do wznoszenia nasypu wiaduktu.
Poza tym zwróciłem też uwagę na to, że krytyka wykonania realizacji nie była przecież skierowana bezpośrednio przeciwko władzom miasta. Za realizację inwestycji odpowiedzialna była bowiem przede wszystkim firma, która podpisała umowę na budowę wiaduktu. Jeśli faktycznie doszło więc do nieprawidłowości, to gmina nie jest ich sprawcą, ale wręcz poszkodowanym.
Sąd Okręgowy w Elblągu przychylił się do mojego stanowiska, oddalając w całości roszczenia władz miasta. Sprawa dobitnie pokazała jak istotne dla społeczeństwa obywatelskiego jest wyłączenie naruszenia dóbr osobistych w przypadku działania w interesie publicznym. Gdyby nie to wyłączenie krytycy władzy, mogliby być zasadnie pozywani za każdy głos weryfikujący działania polityków Nie oznacza to jednak, że ma ono zastosowania w każdym przypadku naruszenia dóbr osobistych przedstawicieli szeroko rozumianej władzy. Każdy przypadek wymaga indywidulanego rozpatrzenia. W razie wątpliwości dotyczycących konkretnych spraw związanych z naruszeniem dóbr osobistych – serdecznie zapraszam do kontaktu.
Rozbój to według polskiego prawa kradzież z użyciem przemocy. Jak rozumiana jest ta przemoc? Jaką karę można dostać za rozbój i od czego zależy jej wysokość? Czy ofiara może liczyć na odszkodowania i zadośćuczynienie? Zapraszam na garść cennych informacji o opisanym w art. 280 kodeksu karnego przestępstwie, jakim jest rozbój.
W jednym z poprzednich artykułów pisałem już o kuriozalnej sprawie z Gdańska, gdzie skazany za drobną kradzież złodziej podał do sądu okradziony przez siebie sklep za publikacje jego wizerunku. Zawieszone przy wejściu do sklepu zdjęcie złodzieja miało bowiem odstraszyć potencjalnych sprawców kolejnych kradzieży.
Przypominając tamtą sprawę zwróciłem uwagę na to, że aby opublikować wizerunek przestępcy i nie zostać oskarżonym o naruszenie jego dóbr osobistych, konieczne jest uzyskanie uprzednio zgody prokuratora lub sądu.
Dziś na kanwie świeżej sprawy z Gdyni, gdzie policja opublikowała właśnie wizerunek dwóch przestępców, chciałbym opowiedzieć o jednym z obecnych w kodeksie karnym typie przestępstw związanych z kradzieżą – rozboju.
Na lokalnym portalu dla mieszkańców Trójmiasta opublikowano w ostatnich dniach wizerunki dwóch mężczyzn odpowiedzialnych za rozbój, do którego doszło pod koniec stycznia w Gdyni. Jak czytamy w artykule „przestępcy, udając policjantów, weszli do mieszkania poszkodowanego, zastraszyli go i okradli. Policja zdecydowała się upublicznić ich wizerunki.”
W innym artykule szczegółowo zajmę się podstawą prawną i procedurą, dzięki której policja może upowszechniać wizerunki poszukiwanych. Dziś chciałbym się natomiast skupić jedynie na samym przestępstwie jakim jest rozbój.
Aby odpowiedzieć na to pytanie warto spojrzeć na omawiany przykład. Co zrobili zatem mężczyźni oskarżeni o rozbój? Jak czytamy na trójmiejskim portalu „napastnicy dostali się do mieszkania pokrzywdzonego, udając policjantów. Kiedy już byli w środku, stali się agresywni, przytrzymali siłą swoją ofiarę i zastraszyli ją, zmuszając do wydania im pieniędzy oraz telefonu komórkowego. Następnie uciekli.”
Sprawa z Gdyni jest dobrym przykładem, bo mamy tu do czynienia z klasycznym wręcz rozbojem. Czyn popełniony przez trójmiejskich napastników idealnie wpisuje się w to, o czym przeczytać możemy w art. 280 kodeksu karnego:
Kto kradnie, używając przemocy wobec osoby lub grożąc natychmiastowym jej użyciem albo doprowadzając człowieka do stanu nieprzytomności lub bezbronności, podlega karze pozbawienia wolności od lat 2 do 12.
Art. 280 kk § 1
W paragrafie drugim art. 280 mowa jest natomiast o tym, że co najmniej 3 lata więzienia grozi sprawcy rozboju, który „posługuje się bronią palną, nożem lub innym podobnie niebezpiecznym przedmiotem lub środkiem obezwładniającym albo działa w inny sposób bezpośrednio zagrażający życiu”
Kluczowym „elementem” rozboju jest zatem kradzież. Nie możemy mówić o rozboju w przypadku bójki czy innego ataku na drugą osobę, w którym nie dochodzi do odebrania jej jakiejś materialnej własności. Rozbojem nie jest jednak oczywiście każda kradzież. Warunkiem koniecznym do kwalifikacji czynu jako rozbój jest też użycie szeroko rozumianej przemocy. Rozbojem nie będzie więc np. wyrwanie torebki z rąk spacerującej kobiety, co potwierdził już Sąd Najwyższy w wyroku z 16.07.2002 r.
Analizując orzecznictwo polskich sądów widać jednak wyraźnie, że za rozbój uznaje się nie tylko kradzież z bezpośrednim atakiem fizycznym na drugą osobę, ale także sytuacje, w których sprawca jedynie groził użyciem przemocy, w efekcie czego ofiara od razu oddawała swoją własność. Co więcej, taka groźba nie musi nawet być skierowana bezpośrednio wobec ofiary. Sprawca może też grozić zaatakowaniem innej osoby – np. członka rodziny czy przyjaciela.
Za użycie przemocy, która odróżnia zwykłą kradzież od rozboju uznano także w kodeksie karnym doprowadzenie człowieka do stanu nieprzytomności lub bezbronności. Z rozbojem będziemy mieć zatem do czynienia także wtedy gdy, kradzież zakończyła się „sukcesem” w wyniku upicia pokrzywdzonego czy podania mu środka odurzającego, a nawet zabrania wózka inwalidzkiego czy kul osobie niepełnosprawnej.
Kara za rozbój może być uzależniona od wielu czynników. Jak już wspomniałem powyżej art. 280 kodeksu karnego różnicuje minimalną karę w zależności od tego czy sprawca używał broni lub innego niebezpiecznego narzędzia. W przypadku rozboju „z bronią w ręku” sprawca musi liczyć się z karą nie mniejszą niż 3 lata pozbawienia wolności. W przeciwnym wypadku jest to natomiast od 2 do 12 lat pozbawienia wolności.
Dla wysokości kary kluczowe będzie więc często ustalenie czy mieliśmy w danym przypadku do czynienia z użyciem niebezpiecznego narzędzia. Często bowiem sądy niejednoznacznie interpretują to, co można uznać za narzędzie niebezpieczne. Najczęściej przyjmuje się, że niebezpieczność przedmiotu powinna wynikać z jego właściwości a nie ze sposobu w jaki został użyty, aczkolwiek za niebezpieczny uznano już w polskim orzecznictwie między innymi samochód, którym sprawca najechał na pokrzywdzonego (wyrok SN z 31.05.1984), kij baseballowy lub imitację takiego kija (wyrok SA w Krakowie z 16.01.1997), a nawet metalowy garnek i butelki (wyrok SN z 30.12.1971).
W polskim prawie wyróżnia się także rozbój mniejszej wagi, o którym możemy przeczytać w art. 283 kk. Przewidziana kara za taki czyn to od 3 miesięcy do 5 lat. Decyzja o tym czy dane przestępstwo można uznać za rozbój mniej wagi należy oczywiście do sądu, który szczegółowo analizuje zawsze konkretny przypadek. Zarówno dla pokrzywdzonego jak i sprawcy kluczowa jest więc niewątpliwie praca adwokata, który dzięki swojemu doświadczeniu i znajomości prawa może skłonić sędziego do korzystnego dla swojego klienta rozstrzygnięcia.
Pomoc profesjonalnego prawnika może być także nieoceniona dla ofiary rozboju, by uzyskać należne odszkodowanie. W przypadku udowodnienia negatywnych konsekwencji dla psychiki ofiara może się także ubiegać dodatkowo o zadośćuczynienie.
Warto zgłosić wniosek w tej sprawie już w trakcie postępowania karnego. Poza tym nie możemy zapomnieć również o gromadzeniu całej dokumentacji medycznej i rachunków za poniesione koszty ewentualnego leczenia. Nie zapominajmy też, że roszczenia w przypadku rozboju przedawniają się po upływie 20 lat od zdarzenia. Być może warto więc pomyśleć o odzyskaniu należnych pieniędzy nawet gdy samo przestępstwo zdarzyło się kilka czy kilkanaście lat temu. W razie jakichkolwiek pytań serdecznie zachęcam do kontaktu.
Nietykalność mieszkania jest jednym z wymienionych wprost w kodeksie cywilnym dóbr osobistych podlegających ochronie prawnej. Czy nietykalność mieszkania to tylko fizyczne wtargnięcie do cudzego lokum? Orzeczenia polskich sądów wyraźnie pokazują, że interpretacja prawna tego pojęcia jest znacznie szersza, poniżej zobaczycie, że nieomal codziennie nietykalność Waszych mieszkań jest naruszana.
W pierwszym opublikowanym na tym blogu artykule przytaczałem już brzmienie art. 23 polskiego kodeksu cywilnego, w którym bezpośrednio wymieniono przykłady chronionych polskim prawem dóbr osobistych. Zaznaczałem wówczas, że katalog dóbr osobistych nie jest zbiorem zamkniętym, bo sądy regularnie decydują o przyznaniu zadośćuczynienia za naruszenie dóbr osobistych nie wymienionych w kodeksie cywilnym.
Dlatego też tym bardziej warto wrócić do szczegółowej analizy dóbr wpisanych wprost do prawa cywilnego. Właśnie te dobra są bowiem najpewniejszą podstawą dochodzenia swoich praw przed sądem. A są to:
„zdrowie, wolność, cześć, swoboda sumienia, nazwisko lub pseudonim, wizerunek, tajemnica korespondencji, nietykalność mieszkania, twórczość naukowa, artystyczna, wynalazcza i racjonalizatorska”
art. 23 kodeksu cywilnego
W ramach szczegółowej analizy art. 23 kodeksu cywilnego pisałem już o czci i podawałem przykłady jej naruszania oraz o tym, czym dokładnie jest wizerunek, przytaczając konkretne przykłady jego bezprawnego użycia.
Dziś chciałbym się natomiast zająć jednym z bardziej nieoczywistych przykładów wymienionych w kodeksie cywilnym dóbr osobistych. Mowa o nietykalności mieszkania, której zakres jest dużo szerszy niż mogłoby się wydawać.
Analizując to pojęcie prawne pod kątem językowym można by stwierdzić, że nietykalność mieszkania gwarantuje po prostu to, że nikt nam do tego mieszkania siłą nie wtargnie. Znaczenie słowa nietykalność jest przecież ściśle związane z fizycznym dotykiem. Wbrew pozorom nie chodzi jednak tylko o bezpośrednie, fizyczne najście.
Dobra osobiste nie są bowiem związane z bezpośrednimi atakami na drugiego człowieka, kradzieżami itp. Tego typu przestępstwa są regulowane zwłaszcza przez kodeks karny. Zawarte w kodeksie cywilnym dobra osobiste służą natomiast ochronie przede wszystkim związanych z człowiekiem dóbr niematerialnych. A takim dobrem niematerialnym jest choćby spokój i poczucie bezpieczeństwa.
Mieszkanie nie jest przecież tylko miejscem, w którym jemy i śpimy. Mieszkanie to także nasz azyl, w którym chcemy cieszyć się spokojem i odpoczywać po wyczerpującej pracy. Takie postawienie sprawy zdecydowanie zmienia odbiór tego czym jest nietykalność mieszkania. Skoro we własnym mieszkaniu mamy prawo także do ciszy i spokoju to naruszyć nietykalność tego mieszkania mogą osoby, które nawet się do niego nie zbliżyły.
Wprost rozstrzygnął o tym chociażby Sąd Apelacyjny w Warszawie, który w wyroku z 29.10.2013 stwierdził:
“Naruszeniem dobra osobistego, jakim jest nietykalność mieszkania, może być nie tylko fizyczne wtargnięcie do mieszkania (domu), lecz także bezprawne naruszenie sfery psychicznej użytkownika mieszkania i jego stanu emocjonalnego, związanego z poczuciem bezpieczeństwa wynikającym z posiadania domu, jako centrum życiowego każdego człowieka oraz z przekonania, że nikt bezpodstawnie nie tylko nie wtargnie do jego mieszkania, lecz także nie zakwestionuje jego prawa do domu.”
Wyrok Sądu Apelacyjny w Warszawie z dnia 29.10.2013r.
Oznacza to, że za naruszenie nietykalności mieszkania można uznać każde działanie, którego efektem jest odebranie komuś poczucia spokoju i bezpieczeństwa we własnym domu. Może to być zatem uciążliwe ujadanie psa, zakłócania ciszy nocnej czy odbieranie komuś prawa do prywatności. Sądy za naruszenie nietykalności mieszkania uznawały na przykład podsłuchiwanie i nagrywanie czy obserwowanie cudzego życia rodzinnego dzięki kamerom przez drona. Przy okazji warto też podkreślić, że mieszkaniem w świetle prawa jest również piwnica, strych i komórka, a nawet ogródek czy podjazd.
Aby jednak dobrze zrozumieć jak polskie prawo definiuje nietykalność mieszkania – najlepiej prześledzić wyroki polskich sądów, w konkretnych sprawach dotyczących tego dobra osobistego.
W ciekawej z punktu widzenia prawnego sprawie związanej z naruszeniem nietykalności mieszkania rozstrzygał chociażby Sąd Apelacyjny w Krakowie, który nakazał właścicielowi sklepu spożywczego zastosowanie konkretnych zmian w sposobie prowadzenia działalności, by ograniczyć emitowane hałasy. Przeszkadzały one bowiem mieszkańcom znajdujących się nad sklepem lokali. W swoim pozwie zwrócili oni uwagę na to, że działalność sklepu narusza ich prawo do wypoczynku i nietykalności mieszkania, ponieważ do mieszkania przenika uciążliwy hałas powodowany przez agregaty, sprężarki, wentylatory i inne należące do sklepu urządzenia oraz nocne rozładunki i załadunki towarów. Pomiary natężenia hałasu potwierdziły, że w mieszkaniu jest niemal tak głośno jak w samym sklepie. Sąd w swoim rozstrzygnięciu przyznał, że dobro osobiste jakim jest nietykalność mieszkania „ma pojemny charakter i zawiera w sobie również prawo do ciszy i spokoju we własnym domu”.
W Sądzie Najwyższym zakończył się natomiast w ubiegłym roku proces wytoczony przez mieszkańców domu położonego w bezpośrednim sąsiedztwie ogólnodostępnego boiska sportowego. W tym przypadku nie chodziło jednak tylko o hałas. Właściciele domu domagali się po 110 000 zł. zadośćuczynienia od gminy za naruszenie ich dóbr osobistych w postaci prawa do spokoju, wypoczynku, prywatności, miru domowego, poczucia bezpieczeństwa oraz zdrowia fizycznego i psychicznego.
To właśnie gmina odpowiadała bowiem za wybudowanie boiska, na którym do późnych godzin nocnych i przy mocnym, sztucznym świetle grano w piłkę nożną, koszykówkę i siatkówkę. Piłki bardzo często wpadały również na posesję autorów pozwu, w wyniku czego gracze przeskakiwali przez ogrodzenie, wchodząc na jej teren. Czasem dochodziło też do ostrych spięć między graczami a właścicielami domu. Po jednym z takich zdarzeń właściciel domu złożył nawet do prokuratury zawiadomienie o znieważeniu jego i jego zięcia.
Mężczyzna o uciążliwościach związanych z funkcjonowaniem boiska informował zresztą nie tylko policję i prokuraturę, ale też wójta gminy, lokalną delegaturę Najwyższej Izby Kontroli, Marszałka Województwa a nawet Ministra Sportu i Turystyki.
Co prawda ostatecznie Sąd Najwyższy oddalił kasację właścicieli domu, ale wcześniej sąd pierwszej instancji przyznał im po 60 000 zł. zadośćuczynienia, a dzięki ich determinacji w obronie swoich praw, gmina postawiła na granicy działki mieszkalnej i boiska nowe ogrodzenie, posadziła drzewa iglaste i zamontowała ponad 30-sto metrowe ekrany dźwiękoszczelne.
Sąsiedzkie wojny
Bardzo często w polskich sądach rozstrzygane są także zwykłe sąsiedzkie spory, w których jeden z sąsiadów zarzuca drugiemu naruszenie nietykalności mieszkania. Sądową batalię z uporczywym sąsiadem wygrała mieszkanka jednego z warszawskich bloków, gdzie przez wiele dni trwała regularna wojna na hałas.
Jeden z mieszkańców zarzucał bowiem drugiemu głośne słuchanie muzyki, telewizji, organizowanie nocnych imprez oraz trzymanie głośnego psa. Prawie 100 razy miał w tej sprawie wzywać policję i ochronę budynku, co nie przynosiło jednak skutku. Dlatego w ramach odwetu mężczyzna postanowił po kilkanaście razy dziennie o różnych porach dnia i nocy odtwarzać bardzo głośno nagrania odgłosów zwierząt takich jak krowy czy kury, przerażającego śmiechu czy dźwięku wiertarki.
Zamiast zdenerwować tego jednego sąsiada, zdenerwował jednak całą klatkę. Pozostałych sąsiadów nie przekonywał odwetowy charakter tych działań i nie chcieli spokojnie czekać na koniec kuriozalnej wojny. Jedna z mieszkanek bloku wniosła więc sprawę do Sądu Okręgowego w Warszawie, który uznał, że doszło do naruszenia nietykalności mieszkania i zasądził zadośćuczynienie w wysokości 4 tys. zł.
Problemy z sąsiadami mają jednak nie tylko mieszkańcy bloków. Swój finał w sądzie znalazła sprawa, w której właścicielka domu jednorodzinnego musiała przejechać przez działkę sąsiada by dojechać do swojej nieruchomości. W tym celu ustanowiono dla niej służebność przejazdu i przechodu.
Sąsiad usunął jednak z leżącej na swojej działce drogi dojazdowej kostkę brukową i ułożył ją po bokach drogi, by ją radykalnie zwęzić oraz postawił bramę, której mechanizm był zamontowany na tyle wysoko, by znacząco utrudniać jej otwarcie niskiej sąsiadce. Ostatecznie kobieta wyprowadziła się z domu a sprawę zgłosiła do sądu, który uznał, że działania jej sąsiada stanowiły szykanę i celowe utrudnianie korzystania z nieruchomości. Sąd stwierdził tym samym, że doszło do naruszenia nietykalności mieszkania i nakazał mężczyźnie wypłatę 15 000 zł. zadośćuczynienia.
Nie zawsze jednak inicjatorzy procesów związanych z naruszeniem nietykalności mieszkania są w stanie dowieźć swoich racji przed sądami. Nawet jeśli ewidentne doszło do naruszenia naszych dóbr osobistych, musimy bowiem przekonać sąd, że sprawca nie działał zgodnie z prawem, o czym pisałem już więcej w artykule o okolicznościach wyłączających naruszenie dóbr osobistych. Jeśli więc potrzebujesz pomocy profesjonalisty, który pomoże Ci w walce o sprawiedliwość – serdecznie zapraszam do kontaktu.
Kancelaria adwokacka "Prawo Filipa Filip Wołoszczak S.K."
ul. W. Chrzanowskiego 2 lok. 18, 04-381 Warszawa
NIP 1133050753 | KRS 0000950538 | REGON 521192826 |
Sąd Rejonowy dla m.st. Warszawy, XIV Wydział Gospodarczy KRS